Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlaty
Administrator
Dołączył: 10 Cze 2007 Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:14, 17 Paź 2007 Temat postu: Skrzydlata Proza |
|
|
Troszkę mojej twórczości związanej z moją pasją - fantastyką ^^
Jest to opis postaci którą odgrywałem - półorka Dagonena
Zapraszam do czytania i komentowania ^^
Gdy dojrzałem go w walce do przyjaciół mych i kompanów rzekłem - temu odmieńcowi łeb urwę sam i niechybi ktoś tknie go przedemną, a oczy kamieniem węgielnym wypalę - kły jego jak moje łokcie, obwieszony jakimś świecącym szajsem od łba aż do kostek.
Targał za sobą drąg jaki, długości nogi mojej z kulą kolczastą na końcu, miast jak bogowie przykazali z normalnym ostrzem nasadzanym. Skurczybyk głowę odmnie dłuższy, a szeroki jak dwóch moich. Sakwę miał, pamiętam, na podorędziu, starą i byle jak posszywaną.
Gdy stanąłem naprzeciwko jego dojrzałem nóż za pazuchą, rzeźniczy jakoby, blask wypolerowanej, drewnianej rączki oślepił mnie na chwilę. Ale to oślepienie było niczym w porównaniu z kaskadą światła która zalała moje oczy przez te jego świecidełka. Sygnety, medaliony, kości, totemy, amulety, bransolety i kamienie. Babka moja mawiała że na północy, w podzięce za łagodną zimę ozdabiają drzewa takim gównem. Od raza mi się skojarzyło.
Ale wracając do tamtej chwili... wyciągnąłem mój miecz i pomknąłem w stronę zielonego. Zbroi ciężkiej na sobie nie miał, jeno skórzaną, ćwiekowaną kurtę i naramienniki. A spodnie jego jak dwa połączone ze sobą worki, wyjęte z koszmaru szalonego krawca. Skierował swe wielkie ślepia na mnie i uniósł broń w oczekiwaniu. A ja biegłem, rozpędzony i z całym impetem ciąłem go w korpus. No i nie do wiary, zdołał sparować cios trzonem tej jego maczugi.
Uniknąłem ciosu jego jeno szczęściem, umknąłem przed kolcami rzucając się w bok. Upadłem. Zielony podszedł bliżej. Nie ruszałem się. Wyjął nóż i chcąc najpewniej odciąć mi uszy pochylił się. I dziabnąłem go, sztylet miałem, mag znajomy wlał na niego butelczynę czarnego śmierdzidła. Powinien paść. Ale nie padł. Tylko od tych jego świecidełek zaczął bić blask. Wstałem i zacząłem zwiewać, a on z okrzykiem za ustach, rozjuszony odrzucił maczugę i ruszył za mną. Czułem jego śmierdzący oddech za sobą. I chwyciły mnie te łapska, powaliły i przydusiły. Potem pamiętam jeszcze jego but. Stalowe klamry, wzmacniany żelazem czubek. Diabelnie dobra rzecz...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|